Recenzje filmów

Jiro śni o sushi



"Jiro śni o sushi" to soczysty dokument Davida Gelba o najstarszym szefie kuchni na świecie. A przynajmniej spośród tych, którzy otrzymali 3 gwiazdki od Michelina… Życie 85-letniego Jiro, pracującego w biznesie od dzieciństwa, jest pełne sprzeczności. Pomimo tego, iż jego niewielka restauracja Sukiyabashi Jiro ma zaledwie dziesięć miejsc siedzących, należy do jednej z najdroższych, a miejsca trzeba rezerwować czasem i z rocznym wyprzedzeniem.

Sam Jiro wydaje się wprost nieproporcjonalnie pełen energii w stosunku do swojego sędziwego wieku. Z równym zapałem, co w czasach młodości przygotowuje swoje wspaniałe dania. Wciąż dążąc do perfekcji i zmuszając swych synów do życia w cieniu wielkiego ojca.

W swoim dokumencie Gelb odsłania przed nami tajniki przyrządzania wyjątkowego sushi. Nie powstałoby ono bez udziału „zaufanych” Jiro – jego pracowników oraz mistrzów w swoich dziedzinach, którzy od lat z nim współpracują i wiedzą, że nie każda ryba i nie każdy ryż nadają się do legendarnego sushi mistrza Jiro. Jesteśmy więc świadkami poszukiwań wyjątkowych tuńczyków na targu rybnym. Śmigamy wraz z wszędobylską kamerą nad rzędami motorów, suniemy nad posadzką pawilonów targu, uczestnicząc w codziennej pogoni starszego syna Jiro za najlepszymi owocami morza. Słuchamy wypowiedzi mężczyzny, który od lat zaopatruje restaurację w najwyższej jakości ryż i chwali się, że nikomu innemu by go nie sprzedał (jak zresztą przytomnie zauważa Jiro – dyletanci i tak nie potrafiliby skorzystać z tak dobrego ryżu). A przede wszystkim – sekundujemy przy pracy szefowi kuchni i jego pracownikom – by podziwiać ich mistrzostwo w przygotowywaniu legendarnego sushi. David Gelb do współpracy wybrał utalentowanego kamerzystę, który z pomocą montażysty lubującego się w zwolnionym tempie oddaje „poezję” przyrządzania jedzenia, serwując nam co i rusz kolejne perwersyjnie bliskie zbliżenia na potrawy i dba o to, by ich wspaniałe, oddane z pietyzmem kolory zawróciły nam do reszty w głowie.

Wyjątkowa „zmysłowość” filmu powoduje, że dla niektórych oglądanie „Jiro śni o sushi” może skończyć się niekontrolowanym ślinieniem się i silnym pragnieniem skonsumowania tego wszystkiego, co widzi na ekranie. Nic dziwnego, że w recenzjach dokumentu pojawiła się uwaga o jego „pornograficznym” charakterze. Choć pasowałaby ona do wielu innych dokumentów kulinarnych, których twórcy – podobnie jak David Gelb – nie mogą się opanować i pozwalają sobie na duże zbliżenia tych wszystkich, pysznych dań, od których zwija się nasz żołądek. Na szczęście przed projekcją dokumentu, który trafił do programu Kuchnia+ Food Film Fest 2011, organizatorzy festiwalu przygotowali poczęstunek z sushi. Śmiem twierdzić, że trochę zbyt skromny jak na taką ilość jedzenia, utrwalonego przez ekipę filmową. Choć jedynym odpowiednim ekwiwalentem byłaby zapewne podróż do Tokio do restauracji starego mistrza.

O ile jednak Gelb potrafi zauroczyć widza i opowiadać o przyrządzaniu sushi, o tyle przegrywa w konfrontacji ze swoim bohaterem. Jiro to enigmatyczny, starszy pan, który pod koniec seansu pozostaje dla nas równie zagadkowy, co i na początku. Ten tajemniczy japoński artysta-rzemieślnik (za pierwszego ma go Gelb, sam Jiro swoim zachowaniem wpisuje się jednak raczej w ethos samodoskonalącego się człowieka pracy) pozostaje jedyną niewiadomą w kulinarnym równaniu filmu. Sądzę, że poza doskonałym jedzeniem, to właśnie stała obecność charyzmatycznego właściciela w Sukiyabashi Jiro jest powodem, dla którego miejsca w restauracji są tak pożądane. W filmie „Jiro śni o sushi”, określanym mianem fetyszystycznego, twórcy nie wychodzą jednak poza wnikliwą obserwację, przyrządzonych z maestrią, wyjątkowych tuńczyków. A nawet jeśli próbują opowiedzieć nam o wiekowym szefie kuchni, efekty ich zabiegów nijak nie korespondują z tak wspaniałym sushi, które można dostać w małej restauracji Jiro, znajdującej się w podziemiach Roppongi Hills.

Czyż nie łatwo jest zauroczyć się dokumentem Gelba? Przyrządzaniu sushi towarzyszą przecież nasze ulubione szlagiery z Richtera, Bacha i Mozarta. Te nadmiernie eksploatowane kawałki, reprodukowane w tak wielu reklamach „pysznego i kremowego”, „ręcznie robionego” jedzenia, nigdy jeszcze nie zawiodły żadnego producenta ciasteczek i innych smakołyków. Obok klasycznych standardów Gelb umieszcza w ramach urozmaicenia kompozycje Philipa Glassa do „Godzin” Stephena Daldry’ego, które już znalazły swe poczesne miejsce w sercu wielu uduchowionych kinomaniaków, tak uwrażliwionych na minimalizm w muzyce.

Ten wybór przywołuje we mnie nostalgiczne wspomnienie „Mishimy” Paula Schradera. Dzięki Gelbowi zrozumiałem nareszcie, co tak spodobało mi się w filmowej biografii japońskiego pisarza. Hipnotyzująca ścieżka dźwiękowa zręcznie spoiła i uwzniośliła kolejne akty przemocy w sfilmowanej prozie i kinematycznym życiu Yukio Mishimy. I z każdym ciosem ostrza domagałem się dokładki i większej ilość krwi. Chyba tylko Philip Glass wraz z wielkimi mistrzami potrafili wydobyć poezję siekania tuńczyka według Jiro (a idee za tym się kryjące, czy też rozterki synów sushi mastera, musiały zginąć pod plastrami ryby). Choćby i za to Davidowi Gelbowi należy szczerze podziękować.

 

Jiro śni o sushi / Jiro Dreams of Sushi

  • Reżyseria: David Gelb
  • Obsada: Jiro Ono, Yoshikazu Ono, Takashi Ono, Masuhiro Yamamoto
  • Produkcja USA 2011
  • Czas trwania: 83 min.
  • Projekcja synchroniczna Warszawa-Poznań w ramach Kuchnia+ Food Film Fest 2011, 21 października 2011
     
Informacje o artykule

Autor: Marek Bochniarz
Data dodania artykułu: 05.11.2011
Data modyfikacji artykułu: 01.04.2021
Prawa autorskie »

Podziel się ze znajomymi
Komentarze

wstecz

Ta strona internetowa używa plików cookies. Jeśli nie blokujesz tych plików w przeglądarce to zgadzasz się na ich użycie. Więcej informacji w naszej polityce cookies. zamknij