Historia

Od upadku do mocarstwa - część 1



Część I . Ku katastrofie.

Kiedy 2 września 1945 roku na pokładzie amerykańskiego pancernika Missouri zakotwiczonego w Zatoce Tokijskiej generał MacArthur odbierał kapitulację od japońskiego rządu, przyszłość Cesarstwa oraz Dalekiego Wschodu pozostawała zagadką. Długotrwałe zmagania wojenne lat 1937-1945 pozostawiły po sobie ogrom spustoszeń na całym kontynencie. Zrujnowane i ograbione Chiny, wykorzystane i niestabilne kolonie holenderskie, brytyjskie, francuskie oraz zrujnowana, pozbawiona dostaw surowców Japonia. Długa i okrutna wojna pozostawiła po sobie nie tylko napiętą sytuację polityczną, ekonomiczną oraz społeczną, ale również pytanie o skuteczną receptę na problemy Azji, która po upadku imperialnych ambicji Japonii przypominała wrzący kocioł. Skutecznej recepty jednak nie było, a jak miało się okazać już w niedalekiej przyszłości, walka o wpływy na Dalekim Wschodzie wcale nie ustała, a wręcz przeciwnie, odżyła ponownie.

Klęska jaką Japonia poniosła w II wojnie światowej dla wielu oznaczała nieodwracalny upadek imperium. Plany Aliantów dotyczące Japonii w rzeczywistości pozostawały w dużej mierze znakiem zapytania, gdyż nie można było mieć całkowitej pewności jak zachowa się pokonany i upokorzony (w mniemaniu niektórych Japończyków) naród. Stany Zjednoczone nie miały pewności, czy pomimo zapewnień polityków z Tokio, wkroczenie armii okupacyjnej nie zakończy się krwawą jatką. Jak zawsze dopiero mająca nadejść rzeczywistość mogła zweryfikować plany, oraz związane z nimi obawy. W każdym razie nikt zapewne nie był w stanie przewidzieć, że już niespełna za dwie dekady zdewastowany kraj stanie w szranki z najbardziej rozwiniętymi państwami bloku zachodniego i rozpocznie bieg o zdobycie pozycji drugiego mocarstwa ekonomicznego. Dlaczego Japonia przegrała wojnę, jak wyglądały wysiłki mające na celu doprowadzenie do pokoju z Aliantami oraz w jaki sposób Japonia przekuła swą największą i tragiczną porażkę w dziejach w jeden z największych sukcesów? Jeśli odpowiedzi na te pytania nurtują Czytelnika – zapraszam do lektury.

W artykule pragnę przybliżyć drogę do upadku imperium, sytuację w jakiej znalazła się Japonia po przegranej wojnie, przebieg amerykańskiej okupacji oraz początki japońskiego „cudu gospodarczego”, który tak mocno zafascynował cały świat. Na samym początku, chciałbym nakreślić sytuację, w której znalazła się Japonia i podzielić się refleksjami na temat zarówno „drogi do kapitulacji” jak i procesu, w wyniku którego „święta wojna” się zakończyła.

Droga do kapitulacji.

Desperacka walka Japonii w 1945 roku u wielu może budzić zdumienie, jednakże szaleństwo końca wojny było nie tylko obroną własnej - dla Japończyków - „świętej ziemi” pierwszy raz poważnie zagrożonej przez gaijin czyli obcokrajowców (inwazja Mongołów oczywiście była poważnym zagrożeniem, jednakże skala użytych sił oraz potencjał militarny USA był nieporównywalny, po za tym Japonia walczyła już długo i wojnę zdecydowanie przegrywała). Była to także walka o pewne „idee” (choć to pewnie złe słowo) - nie do końca jasno określone - powstałe w toku szeregu politycznych, gospodarczych i militarnych działań Japonii od zakończenia I Wojny Światowej oraz oficjalnego uznania Nipponu przez kraje zachodnie jako mocarstwo.

Przykładem takiej „idei” była jedna z naczelnych koncepcji polityki zagranicznej Japonii. Tą koncepcją była próba utworzenia pod egidą Japonii tzw. Wielkiej Wschodnioazjatyckiej Strefy Współdobrobytu, w której poszczególne państwa pod przywództwem Cesarstwa miały walczyć o sprawiedliwość i dobrobyt. Lecz chodziło nie tylko o to. Istotnym postulatem było odrzucenie kolonizatorów i „zachodnich barbarzyńców”, więcej - chciano uczynić Azję regionem całkowicie „czystym od zachodu”, co zresztą znalazło odbicie w jednym z oficjalnych haseł: „Azja dla Azjatów”, które bardzo często Japończycy używali w swojej propagandzie. Na marginesie należy zaznaczyć, że zastrzeżenia Japończyków co do działań mocarstw zachodnich w Azji nie były bezpodstawne, niestety realizacja japońskiej wizji zdecydowanej poprawy sytuacji mieszkańcom Dalekiego Wschodu nie przyniosła...

Koncepcja Stefy Współdobrobytu kształtowała się już od lat 30-tych kiedy to pierwszy poważny akt japońskiego nacjonalizmu znalazł ujście w zaatakowaniu Mandżurii, zagarnięcia jej Chinom i utworzenia własnego państwa wasalnego – Mandżukuo. Dalszy bieg wydarzeń był wypadkową polityki wobec Chin, rosnących wpływów armii i nacjonalistycznych organizacji oraz próby realizacji „świętej misji” - wyzwolenia Azji spod wpływów mocarstw zachodnich. Oficjalnie termin ten został użyty 1 sierpnia 1940 roku przez ówczesnego ministra spraw zagranicznych Japonii - Matsuokę Yosuke w swoim przemówieniu (to jemu przypisuje się także stworzenie tego terminu). Strefa dobrobytu obejmować miała: Chiny, Koreę, Tajlandię, Birmę, Wietnam, Laos, Kambodżę, Malaje oraz Indonezję.

Mówiąc o planach politycznych Cesarstwa nie można pominąć faktu, że tak naprawdę nigdy nie istniał konsensus, jednolita wizja rozwoju państwa, ja takowej przynajmniej nie mogę się doszukać. Istnieje wprawdzie tzw. Memorandum Tanaki, które wytyczało jako cel nadrzędny dominację Japonii nad światem, jest to jednak bujanie w obłokach. Wprawdzie baron Tanaka pozostawił wskazówki jak Japończycy do tej dominacji powinni dążyć, są to jednak tylko generalne wytyczne. Pomimo, że zapewne znalazło się wielu „wyznawców” tej doktryny, być może nawet część armii zafascynowana była wizją totalnej dominacji, to istniały również kręgi, które odrzucały konfrontację na dużą skalę. Natomiast takich, którzy odrzucali konfrontację w ogóle, było niestety niewielu.

Wielka Wschodnioazjatycka Strefa Współdobrobytu stanowiła natomiast niejako „wspólny mianownik” dla wielu rozmaitych dążeń prezentowanych przez wiele różnych grup. Mocno jednak wątpliwe jest aby siły rządzące (i wpływające na politykę państwa) Japonią były zgodne co do treści i sposobu realizacji wyznaczonych celów. Japońskie koła rządowe oraz wojsko było zbyt podzielone, zróżnicowane. Nawet sam japoński cesarz, nominalnie jedyny władca w wielu przypadkach był bezradny lub niedostatecznie aktywny i zdeterminowany w swoich interwencjach (a to niestety zdarzało się często), czasami zaś wykorzystywany jako jeden z pionków w grze armii. Obwinianie jednak tylko i wyłącznie armii za sprowokowanie całości nieszczęść jakie spadły na Japonię jest farsą wymyśloną przez powojenną propagandę, ale o tym później (fakt, że dołożona przez armię cegiełka - bardziej „cegła” - była ogromna i decydująca).

Japonia czasów wojny nie posiadała jednego „zdecydowanego” lidera, który tak jak Churchill w przypadku Wielkiej Brytanii i Roosevelt w przypadku USA byłby w stanie forsować wyraźną wizję, która z większym lub mniejszym uznaniem, byłaby - w dużym uproszczeniu - jednak akceptowana przez większość ośrodków władzy. Generalizując (i to bardzo) można powiedzieć, że dopiero japoński premier Tōjō Hideki zdobył na tyle mocną pozycję, a wielu uważa, że nawet realne poparcie samego cesarza (niektórzy z historyków twierdzą nawet, że generał Tōjō był najskrupulatniejszym wykonawcą poleceń cesarza), aby uważać go za czołowego polityka, nawet więcej (nieco przesadzając) - nowego szoguna, pod dowództwem którego Nippon walczył z barbarzyńcami. Tōjō miał dwa ważne atuty. Po pierwsze wywodził się z armii, na dodatek z Armii Kwantuńskiej, która to „wydała” wielu opętanych wizją dominacji ludzi. Drugą sprawą jest to, że jak na japońskie warunki Tōjō zdołał dosyć długo utrzymać się na stanowisku premiera pomimo niesprzyjającej sytuacji na frontach. To również on przyjął na siebie odpowiedzialność za wprowadzenie Japonii do wojny przeciwko USA i Wielkiej Brytanii oraz był uosobieniem wszystkiego co się z tym wiązało. Jak się okaże później jego odpowiedzialność wcale nie jest taką prostą kwestią...

Warto podkreślić, że o ile w 1941 roku wojny dało się jeszcze uniknąć (realnie szanse były małe, gdyż wiązałoby się z oddaniem „zdobyczy” na które przez wiele lat „pracowano”) to już na przełomie lat 1944/1945 nie chodziło o wojnę czy zwycięstwo ale o „honor narodu”. Ludziom cywilizacji zachodniej ciężko zrozumieć motywy Japończyków, które kształtowane przez setki lat w specyficznych, odmiennych warunkach z dala od wpływów europejskich znalazły ujście w miłości i posłuszeństwie najpierw do feudalnego pana, a potem ojczyzny i cesarza – żyjącego boga wobec którego śmierć czy zagłada były bez znaczenia. Japoński naród od zawsze pogrążony był w swoim fatalizmie, pogodzony z nieuniknionym. Honor (oczywiście nieco upraszczając) zaś nie był tylko zwyczajnym hasłem ale prawdziwą ścieżką, którą winien podążać „prawdziwy wojownik” (jako najwyżej stojący w hierarchii społecznej) a za nim w pokorze cały naród. Wprawdzie wielkie przemiany ery Meiji, które dotknęły Japonię w XIX wieku co nieco pozmieniały, lecz sprawa „poddaństwa” (pomimo formalnego zniesienia feudalizmu) aż tak bardzo się nie zmieniła. Rolę feudalnego władcy przyjął na siebie „święty i nieskazitelny” cesarz. Był on jednak czymś więcej – nie tylko władcą ale ojcem całego narodu, prowadzącym swoje dzieci do światła. Rola cesarza Mutsuhito i jego dworu była nie do przecenienia, gdyż to wokół nich skoncentrowała się cała polityczna moc Cesarstwa. Aż do nadejścia ery Taiho w latach 20-tych XX wieku nazywanej także „erą demokracji” kiedy formalnie istniejący system parlamentarny naprawdę nabrał znaczenia - wcześniej był bowiem niejako tylko uzupełnieniem - faktyczne rządy w państwie sprawował cesarz wraz ze swoimi doradcami (tzw. genrō i jusshin) oraz dowódcami wojskowymi. Chociaż można by nieco powyższe zdanie przekręcić i powiedzieć, że rządzili genrō i jusshin wraz z cesarzem... Wspominam o tym nie przypadkowo, gdyż to właśnie Mutsuhito był wzorem dla cesarza Hirohito, pod którego „zwierzchnictwem” Japonia najpierw pogrążyła się w wojnie, a potem całkowicie jej zaniechała...

Genrō - japońska oligarchia, odegrała decydująca rolę w kształtowaniu Japonii na przełomie XIX i XX wieku.
Jusshin – mianem tym określano byłych premierów Japonii, którzy wraz z genrō mieli prawo decydowania o wyborze następcy na stanowisku szefa rządu.

Japończykom zarzuca się sprowokowanie konfliktu i przypisuję winę za wszystko co działo się w Azji od czasu konfliktu w Chinach. Oczywiście nie można negować okrutnych i przerażających czynów, których Japończycy a dokładnie wojsko dopuściło się w Chinach, a także na praktycznie wszystkich zdobytych przez Japonię obszarach na Oceanie Spokojnym – rzeczy tak bestialskich, że przekraczających ramy ludzkiej wyobraźni. O ile wina Japonii w tych zbrodniach jest bezsporna to w przypadku rozpętania wojny między Japonią a Stanami Zjednoczonymi sprawa nie jest tak oczywista. W zakresie tego artykułu nie leży analiza stosunków japońsko – amerykańskich, dwóch głównych antagonistów na Pacyfiku, jednakże nie można pominąć milczeniem roli USA w tym temacie, bowiem rola Stanów Zjednoczonych nie jest do końca jednoznaczna. Bardziej jednak zaskakujący jest stosunek USA do Nipponu po kapitulacji, o którym będzie mowa w tym artykule.

Na początku konfliktu, raczej żaden z polityków ani w Japonii ani w USA nie przypuszczał, że wojna przybierze taki rozwój wydarzeń. Nikt nie mógł przewidzieć tego, że fanatyzm japońskich żołnierzy na trwale wpisze się na karty historii, a wraz z kapitulacją Japonii rozpocznie się nowa era – era broni jądrowej. Trzeba zaznaczyć, że w 1941 roku i wcześniej państwa zachodnie nie traktowały poważnie, potężnie zbrojącego się azjatyckiego sąsiada. Kompletnie ignorowano japońskie sukcesy w Chinach, przypisując je raczej mizernemu stanowi chińskich wojsk niż Japończykom. Nadsyłane przez amerykańskich oficerów, a także przez samych Chińczyków meldunki z Państwa Środka nie spotykały się w Waszyngtonie z dużym zainteresowaniem. Za tą kompletną ignorancję przyszło amerykańskiej administracji zapłacić ogromną cenę. Wielka Brytania i USA nie traktowały również Cesarskiej Japońskiej Armii i Marynarki jako godnego przeciwnika. Przejawiały się tu nie tylko kwestie rasowe - uważano np. że Japończycy z powodu skośnych oczu są marnymi pilotami i marnie strzelają... Także w kwestii uzbrojenia nie doceniano możliwości japońskiego przemysłu i uważano japońskie uzbrojenie za znacznie gorsze od alianckiego. Otrzeźwienie nadeszło dopiero z japońskimi bombami. Okazało się, że nie doceniani do tej pory Japończycy mają się czym „pochwalić”. Japonia posiadała nie tylko doskonale wyszkolonych lotników, którzy z racji zdobytego w Chinach doświadczenia bojowego i niezwykle surowych warunków szkolenia stanowili na początku wojny światową czołówkę, ale również dysponowała trzecią co do wielkością flotą świata oraz w miarę dobrze wyposażoną i wyszkoloną armią, która w imieniu „świętego” cesarza walczyła do ostatniego tchu.

Ponadto skala japońskiego uderzenia przekraczała wszelkie wyobrażenia, niemiecki Blitzkrieg w Europie wyglądał przy tym jak niewielka operacja. Pierwszy okres to nieprzerwane pasmo zwycięstw Japończyków, którzy zostali powstrzymani dopiero w bitwie o Midway, gdzie stracili cztery lotniskowce uderzeniowe – trzon swojej floty. Ta straszliwa klęska, o której naród dowiedział się dopiero po wojnie (!) przekreśliła plany dalszej zdecydowanej ofensywy. Dodatkowo błędy strategiczne, zbyt duże rozprzestrzenienie sił, całkowite uzależnienie japońskiej gospodarki od dostaw surowców drogą morską ze zdobytych terenów stawiało pod dużym znakiem zapytania dalszy sens prowadzenia wojny. Walczono jednak o „świętą sprawę” wobec której nawet niewyobrażalna potęga amerykańskiego wojska i przemysłu nie miała znaczenia. Nie oznacza to jednak, że po Midway wojna była dla Japończyków całkowicie przegrana, bardziej ważkie okazało się fiasko zajęcia australijskiego Port Moresby i co za tym idzie klęska planu polegającego na zajęciu Australii i przecięciu alianckich arterii komunikacyjnych na Pacyfiku. Powodzenie tego planu w istocie sparaliżowałoby ruch amerykańskich jednostek w południowej części Oceanu Spokojnego i oddawałoby inicjatywę w ręce japońskie. Japończycy jednak popełnili ten sam błąd, który Aliantów kosztował tak dużo – za bardzo uwierzono we własne możliwości. Po wielu wspaniałych sukcesach nie liczono się w ogóle z jakąkolwiek możliwością porażki. Amerykanie jednak byli pojętnymi uczniami i w prawdziwym zwrotnym momencie wojny – japońskim Stalingradzie: bitwie o Guadalcanal odnieśli zwycięstwo, które stało się milowym krokiem na drodze do całkowitej wygranej.

Rok 1943 był przełomowy, gdyż to Japończycy zostali zepchnięci do defensywy. Po stracie głównych sił uderzeniowych pod Midway, porażce pod Guadalcanal, Wyspach Salomonach i Nowej Gwinei (gdzie walki trwały aż do końca wojny) - Japończycy mogli już tylko bronić swoich pozycji, co zresztą z pełną determinacją robili. Odwrotnie przechodzący do ofensywy Amerykanie, których siła ataku wzrastała nieustannie. Również produkcja przemysłowa USA zaczęła się potężnie rozwijać, a amerykańskie wojska otrzymały sprzęt (np. samoloty), który w końcu pozwalał na prowadzenie walki jak równy z równym, w większości jednak przewyższał sprzęt japoński. Ta ilościowa i jakościowa przewaga nie mogła pozostawiać złudzeń co do ostatecznego wyniku. Nikt nie spodziewał się jednak, że za zwycięstwo będzie trzeba zapłacić tak wysoką cenę, że prawie każdy metr zdobytej wyspy na Pacyfiku będzie kosztował amerykanów tyle przelanej krwi i tak wiele wysiłku. Apogeum tych krwawych zmagań przypadło na rok 1945, a ostatnia wielka bitwa lądowo-powietrzno-morska z japońskimi siłami zbrojnymi na Okinawie w kwietniu 1945 roku stała się prawdziwym koszmarem. Amerykanie byli zszokowani twardym oporem japońskich żołnierzy i ich różnymi zagrywkami, a był to dopiero przedsmak tego co mogło ich czekać na głównych wyspach Cesarstwa.

Bitwa o Okinawę - rozpoczęta 1 kwietnia 1945 roku bitwa trwała do 22 czerwca, kiedy to ogłoszono wygaśnięcie zorganizowanego japońskiego oporu. "Oczyszczanie wyspy" z jednostek japońskich zakończyło się 30 czerwca, a ostateczny koniec kampanii na wyspach Ryūkyū ogłoszono 2 lipca.
Walki o Okinawę były najbardziej krwawą bitwą podczas zmagań Aliantów z Cesarstwem Japonii.

Straty amerykańskie wyniosły:
- 12,520 żołnierzy zabitych/zaginionych
- 36,361 rannych
- straty niebojowe (na skutek depresji) wyniosły ok 26 tys. żołnierzy.

Dodatkowo amerykanie utracili: 763 samoloty; 36 okrętów zostało zatopionych a dalsze 368 uszkodzonych.

Straty japońskie również były ogromne:
- 107,539 żołnierzy zabitych/zaginionych
- ok. 23 tys. żołnierzy zostało zakopanych w jaskiniach i umocnieniach
- ok. 10 tys. poddało się do niewoli

Japończycy utracili ponadto: 7830 samolotów, 16 okrętów zostało zatopionych a dalsze 4 uszkodzone. Między zatopionymi okrętami znajdował się także superpancernik Yamato, który 6 kwietnia w ramach operacji Ten-gō wyruszył w ostatni, samobójczy rejs. W walkach o Okinawę wzięło udział ok. 1900 samolotów kamikaze. Podczas walk na Okinawie zostało zabitych od 42 tys. do 150 tys. cywilów. Prawdziwe straty są trudne do szacowania, jednakże oficjalne dane US Army wskazują liczbę 142,058!

Wystarczy wspomnieć, że plan „Downfall” czyli inwazja na macierzyste wyspy Japonii mogła według amerykańskich sztabowców kosztować nawet ok. 1 miliona amerykańskich żołnierzy, nie wspominając już o prawdopodobnej zagładzie milionów Japończyków. Obawiano się nawet, że inwazja na Japonię zakończy się po prostu eksterminacją japońskiego narodu. Tokio także było gotowe do obrony Cesarstwa. Plan obrony znany pod nazwą „Ketsu Gō” przewidywał poświęcenie w imię ratowania ojczyzny i cesarza setek tysięcy istnień. Sam premier Tōjō mówił o ichioku gyokusai, które można tłumaczyć jako „100 milionów ginie chwalebną śmiercią”...

Admirał William Leahy uważał, że sam atak na wyspę Kyūshū pochłonie 250 tys. amerykańskich żołnierzy, natomiast generał Charles Willoughby - szef wywiadu generała Douglasa MacArthura – przypuszczał, że straty amerykańskie do końca 1946 r. wyniosą milion żołnierzy. Istniał również pogląd, że Japonia w wyniku braku dostępu do surowców i amerykańskiej blokady morskiej skapituluje już pod koniec 1945 roku.

Za przeprowadzeniem inwazji na macierzyste wyspy Japonii opowiadało się głównie dowództwo US Army, natomiast marynarka i lotnictwo skłaniało się raczej ku dalszej blokadzie morskiej i kontynuowaniu bombardowań japońskich miast.

Kontrowersyjna decyzja nowego amerykańskiego prezydenta Harrego Trumana o użyciu bomby atomowej przeciwko Cesarstwu prawdopodobnie uratowała przed zagładą setki tysięcy ludzkich istnień oraz przyśpieszyła zakończenie wojny oraz związanego z nią koszmaru. Również Stalin, który zaatakował Japonię, kładąc jednocześnie kres japońskim nadziejom, z pewnością dołożył swoje „trzy grosze” do nieuniknionego upadku Nipponu.

Omówienie procesu kapitulacji i związanych z nią wydarzeń Czytelnik znaleźć może w drugiej części artykułu.

Informacje o artykule

Autor: Tomasz Kajzerek
Data dodania artykułu: 19.03.2011
Data modyfikacji artykułu: 22.04.2021
Prawa autorskie »

Podziel się ze znajomymi
Komentarze

wstecz

Ta strona internetowa używa plików cookies. Jeśli nie blokujesz tych plików w przeglądarce to zgadzasz się na ich użycie. Więcej informacji w naszej polityce cookies. zamknij