Recenzje książek

Miecz zagłady / 大菩薩峠 / Dai-bosatsu Tōge



“Miecz zagłady” jest powieścią nie z naszego świata. To w równej mierze zasługa jej autora Nakazato Kaizana, w którego stylu zakocha się każdy miłośnik literatury wiktoriańskiej, co charakteru głównego bohatera – zbyt doskonałego w fechtunku i podłości, by nie zostać posądzonym o powinowactwa z demonami. Po “Miecz zagłady”, oddający burzliwą atmosferę schyłku shogunatu Tokugawów, powinni sięgnąć zainteresowani przeszłością Japonii, a także ci, którzy cenią historie powstałe z samej pasji snucia opowieści bez końca.

Tsukue Ryūnosuke nie szanuje starszych, chyba że są od niego bieglejsi w sztuce posługiwania się mieczem – wtedy wzbudzają w nim zainteresowanie. Jego uczucia w stosunku do ojca są zagmatwane: po części czuje doń przywiązanie, a po części nienawiść (lecz któż z nas tak nie ma?). Mężczyzna być może nikogo nie kocha, lecz u płci pięknej wywołuje sporo pasji. Trudno powiedzieć, czy powodem są jego imponujące zdolności jako szermierza, czy wrodzona krnąbrność. Jest ona cechą postaci o urodzie doskonale pasującej do wyobrażenia o mrocznym kochanku: ciemne oczy, blada twarz, zagadkowy uśmiech, szczupła sylwetka... Ryūnosuke, zawsze zdystansowany i opanowany, jest przy tym bohaterem nierealnym. Momenty, gdy traci nad sobą kontrolę i pod wpływem chwilowego zaślepienia zabija przypadkowych nieszczęśników, tylko przydają mu demonicznej aury.

Zło, zwłaszcza jeśli jest intrygująco wprowadzone do fikcyjnej historii, pociąga czytelników. Negatywny bohater o ciekawej aparycji to główna siła “Miecza zagłady”. Ryūnosuke jest przy tym o tyle bliski odbiorcy, że nigdy nie udaje mu się sprostać sztucznemu i absurdalnemu kodeksowi samurajskiemu. Wpasowanie się w ciasny gorset norm jest ponad siły jego ducha o anarchistycznych, czy wręcz autodestrukcyjnych skłonnościach. Stąd nie dziwi, że własny ojciec nie uznaje go za godnego spadkobiercę. Ryunosuke jest też aspołecznym “potworem”, dystansującym sie od zbiorowości. Nie lituje się nad słabszymi, dziećmi i kobietami, a w przypadku tych ostatnich – jest gotów dokonać uszczerbku na ich czci. Kieruje się nagłymi impulsami, co przekłada się w równym stopniu na “godne” stawanie do pojedynków i podejmowanie nagłych wyzwań, jak i “niegodne” unikanie ich. Przypadek rządzi życiem Ryūnosuke, do społu z jego skomplikowanym, trudnym charakterem. Uniemożliwia mu on okiełznanie dumy, lecz prowokuje też do aktów niespodziewanej dobroci i szlachetności. Lektura “Miecza zagłady”, którego głównym bohaterem jest tego typu indywiduum, jest przeżyciem odświeżającym. Próby przewidzenia rozwoju akcji są z góry skazane na niepowodzenie. Labilność postaci Ryūnosuke jest jednym z głównych powodów osłupienia, w które wpadamy co kilkadziesiąt stron.

Jeśli szukalibyśmy najbliższego europejskiego odpowiednika imponującego dzieła Nakazato (polski przekład wydawnictwa Diamond Books obejmuje pięć z czterdziestu jeden części oryginału), wskazalibyśmy prawdopodobnie na dziewiętnastowieczną powieść odcinkową. Metoda wydawnicza, oparta na dość systematycznej publikacji fragmentów powieści w gazecie, przed wypuszczeniem na rynek całości w wydawnictwie zwartym, była powszechną praktyką również w dwudziestowiecznej Japonii, gdy Zachód dawno z niej zrezygnował, stąd trudno szukać współczesnym odpowiedników tej formy na Zachodzie (eksperyment Stephena Kinga z “Zielona milą” należy raczej do niezbyt udanych). Trudno nie zgodzić się, że sposób publikacji wpływa czasem na charakter dzieła – i tak miało było w przypadku powieści Nakazato Kaizana.

Wielowątkowość, zauważalna niespójność, namnożenie postaci i bogactwo przestrzeni, nagłe porzucanie watków, czy skłonność do dygresji równie ciekawych, co “fabularna linia” utworu, są zarówno efektem praktyki pisarskiej w powieści odcinkowej, co samej koncepcji tworzenia dzieła tak ambitnego, jak “Miecz zagłady” – zbyt długiego, by zakonczyć się w definitywny sposób (jak zresztą wiemy, Nakazato, pomimo imponującej wytrwałości, nigdy nie ukończył swego opus magnum). Uderzyło mnie zaskakujace podobieństwo, które można dostrzec między konstrukcją “Miecza zagłady” a budową “Targowiska próżności” Williama Makepeace'a Thackeray'a. Obaj pisarze za głównego bohatera obierają postać o negatywnym charakterze, posiadającą przy tym pewną dozę szlachetności. Już na samym początku utworu podkreślają charakter prowodyra przyszłych dramatów, ukazując ją/jego jako człowieka zdolnego do czynu haniebnego (Becky Sharp w powieści Anglika pogardliwie wyrzuca z okienka powozu egzemplarz Biblii otrzymany od swej wieloletniej nauczycielki, Tsukue Ryūnosuke zabija na Przełęczy Wielkiego Buddy przypadkowego starca, by przetestować swój nowy miecz). Zarówno Thackeray, jak i Nakazato mają skłonność do niezwykle ciekawych dygresji metatekstowych. Być może to tylko przypadkowe, powierzchowne powinowactwa, wynikające z metody pracy nad powieścią odcinkową, gdyż w przypadku tych dwóch pisarzy trudno o twórców o równie skrajnym stosunku do swych postaci i odbiorców swej prozy.

Thackeray był urodzonym szydercą, z równą finezją obśmiewającym prostotę serc swych pozytywnych bohaterów (pamiętna w historii literatury para niewinnych i wyjątkowo niezdarnych kochanków: Amelia Sedley i porucznik Dobin), co czytelniczek piszacych afektowane i – przynajmniej jego zdaniem – wyjątkowo idiotyczne listy. Nakazato nie był co prawda moralistą, lecz trudno po lekturze “Miecza zagłady” nie odnieść wrażenia, że jego aktor, opisując losy swych postaci, wyznacza im przeznaczenie korespondujące z ich czynami.

Dlaczego jednak wydawnictwo Diamond Books, znane głównie z publikacji utworów poświęconych dalekowschodnim sztukom walki, zdecydowało się opublikować powieść Nakazato Kaizana? Nie jestem znawcą budō, lecz opisy szkół, reprezentowanych przez bohaterów, a szczególnie Kogen Ittō-ryū, którego mało kanonicznym interpretatorem jest Tsukue Ryūnosuke, zdradzają głęboką znajomość tematu przez autora, a także są przykładem pisania na ten temat w sposób przystępny i interesujący. Jeśli posłużyć się porównaniem filmowym – Kurosawa Akira co prawda otrzymywał w czasie swej edukacji fatalne oceny z przedmiotów związanych ze strategią i sztukami walki, trudno jednak w kinie japońskim o tak przejrzyście ukazane (zwłaszcza dla laika) i mistrzowsko wyreżyserowane bitwy, jak w przypadku “Kagemusha”, czy “Ran” (ci, którzy zarzucą mi przesadą, powinni się zmierzyć z o kilka lat późniejszym “Ten to chi to” Kadokawy Harukiego). Nakazato Kaizan raczej nie był mistrzem sztuk walki, lecz potrafił pisać o budo w sposób tak zajmujący, że ustępy “Miecza zagłady” poświęcone charakterystyce poszczególnych szkół są równie fascynujące, co najbardziej dramatyczne partie utworu. Nic dziwnego, że również dwór cesarski zaczytywał się w tej wyjątkowej powieści, a w kinie znalazła ona tak wielu interpretatorów, poczynając od pierwsze próby z lat trzydziestych, aż po nowofalowego reżysera Okamoto Kihachiego, czy twórców klasycznych jidai-geki – Uchidę Tomu i Misumiego Kenjiego.

Nakazato Kaizan
Miecz zagłady / 大菩薩峠 / Daibosatsu Tōge
Tłumaczenie: Bożena Murakami
Wydawnictwo: Diamond Books
Miejsce i rok wydania: Bydgoszcz 2013
384 strony
cena: ok. 36 zł

Informacje o artykule

Autor: Marek Bochniarz
Data dodania artykułu: 17.02.2014
Data modyfikacji artykułu: 03.04.2021
Prawa autorskie »

Podziel się ze znajomymi
Komentarze

wstecz

Ta strona internetowa używa plików cookies. Jeśli nie blokujesz tych plików w przeglądarce to zgadzasz się na ich użycie. Więcej informacji w naszej polityce cookies. zamknij