Recenzje książek

Dawid Głownia, Sześć widoków na kinematografię japońską



Kino japońskie ma się ostatnio w Polsce bardzo dobrze. Jednak nie same filmy mam na myśli (w dystrybucji kinowej od dawna cierpimy na brak tytułów, a rynek dvd wręcz przyprószył śnieg), a samo pisanie o nich. W ubiegłym roku do księgarni trafił szkic Krzysztofa Loski o Kenjim Mizoguchim oraz Michała Bobrowskiego o Akiro Kurosawie. Mieliśmy również szansę bliżej poznać adaptacje literatury japońskiej. Z kolei w tym roku Wydawnictwo Universitas wydało „Nowy film japoński” autorstwa Loski. Ostatnio do grona autorów piszących o kinematografii Kraju Kwitnącej Wiśni wszedł Dawid Głownia książką „Sześć widoków na kinematografię japońską”.

Praca, jak sugeruje jej tytuł, składa się z sześciu oddzielnych rozdziałów, poprzedzonych wstępem metodologicznym. Choć książka naszpikowana jest obfitymi przypisami i pojęciami (którym, co jest sympatycznym ukłonem w stronę japonisty, towarzyszy w nawiasach ich wersja oryginalna w znakach sino-japońskich), autor nigdy nie popada w skrajność hermetyzmu, jaki oferuje język humanistyki. Uprawia raczej jej wariant współczesny, zakładający większą otwartość na czytelnika. Ta otwartość ma różne aspekty: idzie w niej nie tylko o popularyzację kina japońskiego i zrozumiałość, ale i wybór tematów, które będą ciekawe dla jego odbiorcy; zachęcą go do lektury i dalszych poszukiwań.

Głownia nie popada w puste i abstrakcyjne dywagacje. Nie interesuje go zupełnie kierunek, określony przez niego mianem esencjonalizmu. Uwagi na temat kina, zawarte w „Sześciu widokach na kinematografię japońską”, formułuje w oparciu o uwzględnienie szeroko pojętego kontekstu narodowego. Jego książka nie jest pisana „obok” kinematografii. Nie jest to także tom wybiórczy, odsiewający ziarna artyzmu od plewów komercji. Kino japońskie z punktu widzenia Głowni to przede wszystkim przemysł. Pisząc o kinematografii odległego kraju, chce potraktować ją tak, jak poważny badacz zająłby się każdym innym kinem narodowym. Możemy więc odetchnąć z ulgą – nie natrafimy na kwiatki w rodzaju upajania się odmiennością Dalekiego Wschodu. A jak łatwo wielu badaczom przecież, w porywie „japońskim pięknem”, złapać bakcyla nihonjinron (ideologia związana z poczuciem „wyjątkowości”, której Japończycy poświęcili grubo ponad 1000 prac od końca wojny na Pacyfiku)! Na szczęście, zamiast kuriozów związanych z upajaniem się innością i egzotyką, czeka nas podróż w głąb historii kina japońskiego z wszystkimi tego konsekwencjami, że tylko wymienię na pierwszym miejscu autentyczny walor poznawczy.

„Sześć widoków na kinematografię japońską” to spojrzenie na – kolejno – początki kina Nipponu, uwikłanie kina japońskiego w klasyczne sztuki, dominujące w tradycji rodzimej kultury, narodziny systemu cenzury filmowej, filmy sportowe i o sporcie, kaijū eiga (czyli filmy o wielkich potworach), a także to, jak w kinematografii Kraju Kwitnącej Wiśni funkcjonuje opowieść o 47 roninach, której artystyczne interpretacje są znane pod mianem „Chūshingury”. Już samo wymienienie tego, o czym traktują poszczególne rozdziały pokazuje, jak bardzo „Sześć widoków…” jest , przynajmniej pod względem tematu, eklektyczną pracą. Chciałoby się zadać pytanie autorowi: dlaczego właśnie tak, przynajmniej z pozoru, „chaotycznie”? Selekcja zagadnień była w pewnej mierze podyktowana zainteresowaniami autora, jednak tylko do pewnego stopnia. Wyłączając wątek kaijū eiga i Godzilli, którym Krzysztof Loska poświęcił swą uwagę w oddzielnym artykule i 1. tomie „Poetyki filmu japońskiego”, Głownia zdecydował się przybliżyć polskiemu miłośnikowi japonizmów tematy rzadkie i oryginalne, a przez to niezwykle ciekawe dla tych z nas, których znudziło ciągłe czytanie o złotej epoce kina japońskiego. Praca, mimo swych akademickich ambicji, potrafi przy tym autentycznie zainteresować. Aspekt naukowy jest w niej obecny w rozsądnych dawkach, dzięki czemu nie przytłacza nas w czasie lektury i nie odpycha. Zutor wielokrotnie asekuruje się stwierdzeniami o tym, że danego tematu w żadnym razie nie wyczerpał, a przy tym nie zadręcza swego czytelnika mnożeniem zgoła niepotrzebnych linijek tekstu. Do jednego z krótszych rozdziałów należy cześć poświęcona sportowi we wczesnym kinie japońskim, będąca prawdopodobnie zalążkiem dalszych badań w przyszłości.

Na oddzielną pochwałę zasługuje aspekt techniczny wydania. Poza dobrym pomysłem na wprowadzenie do tekstu znaków sino-japońskich (które w wydrukowanym egzemplarzu sprawiają bardzo przyzwoite wrażenie, a dobrana dla nich czcionka jest przejrzysta), wydawnictwo zdecydowało się na umieszczenie bardzo bogatego materiału ilustracyjnego. Są to przeważnie czarno-białe fotografie i fotosy, choć zdarzają się również, jak np. w przypadku reprodukcji drzeworytów, ilustracje barwne. Prehistoria kina ma to do siebie, że traktuje przeważnie o dziełach, które nie przetrwały do naszych czasów. Odsetek zagubionych dzieł jest wyjątkowo wysoki w przypadku Japonii, a zachowane produkcje z początków kinematografii Nipponu nadal są bardzo trudno dostępne poza granicami Kraju Kwitnącej Wiśni. Niestety, ten problem daje się zauważyć również w przypadku twórczości wybitnych i popularnych mistrzów, których dzieła były w ostatnich latach wydawane na Zachodzie po raz pierwszy, lub po długoletniej „przerwie” (tak stało się z np. wczesnymi filmami Masakiego Kobayashiego). Tym bardziej należy się pochwała dla wydawcy, że zdecydował się nie zrezygnować z ilustracji, dzięki czemu książkę Głowni czyta się z podwójną przyjemnością, a wymienione w tekście tytuły stają się dzięki fotografiom mniej abstrakcyjne i enigmatyczne.

Od lat 90-tych kino japońskie jest na Zachodzie badane na nowo. Część z dotąd opublikowanych prac należy już raczej do historii humanistyki, niż do nauki o filmie. W Polsce ten los spotkać musiał książkę autorstwa Stanisława Janickiego pt. „Kino japońskie: fakty, dzieła, twórcy” (Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1983), która z perspektywy czasu jawi się, podobnie jak niektóre teksty Donalda Richiego, bardziej jako krytyka i popularyzacja kina Nipponu, niż jego naukowa analiza. Głownia kontynuuje na rodzimym poletku imponującą pracę Krzysztofa Loski, proponując jak najbardziej nowoczesną refleksję o kinematografii japońskiej, snutą w oparciu o obecny stan badań.

Fani kina japońskiego, którym zależy na lekturze rzetelnych prac, opartych o drobiazgowe i wiarygodne badania, nie powinni czuć się zawiedzeni. W dodatku, większość dotąd wydanych materiałów w języku polskim, które traktowały o kinie japońskim, dotyczyły kina autorskiego i artystycznego. A „Sześć widoków…” to spojrzenie również na filmy gatunkowe. Autor, wielki miłośników kina rozrywkowego, nie traktuje go po macoszemu i z pogardą. Jego książką to ciężka praca od fana dla fanów. Jeśli również kochacie Godzillę lub fascynują Was zaułki kina Kraju Kwitnącej Wiśni, do których zapuszczało się dotąd niewielu śmiałków, koniecznie sięgnijcie po pracę Dawida Głowni. Można tylko mieć nadzieję, że autor po „Sześciu widokach…” przygotuje kolejną pozycję, przybliżającą również widoki trochę nam bliższe – jeśli nie w przestrzeni, to przynajmniej w czasie.

Dawid Głownia, Sześć widoków na kinematografię japońską. Kulturowe, społeczne, polityczne i instytucjonalne konteksty kina.
Wydawnictwo Yohei
Wrocław, 2013
243 strony

Informacje o artykule

Autor: Marek Bochniarz
Data dodania artykułu: 27.08.2013
Data modyfikacji artykułu: 03.04.2021
Prawa autorskie »

Podziel się ze znajomymi
Komentarze

wstecz

Ta strona internetowa używa plików cookies. Jeśli nie blokujesz tych plików w przeglądarce to zgadzasz się na ich użycie. Więcej informacji w naszej polityce cookies. zamknij